ORG

quake.net.pl » Polskie Centrum Quake od 1998 roku



Wersja: Jasna / Ciemna

Bajka o wektorach

MisieX

Od: 2003-01-04

Ranga: BFG Fragger

Dodano dnia: 2007-01-13 16:53:35

Założyłem w nowym temacie, bo w Ciekawe by zaraz zniknęło pod natłokiem spamu :P Polecam zwłaszcza studentom wyższych uczelni technicznych :P (p.s. nie ja jestem autorem)

Za siedmioma maksimami funkcji "sinus", za

jedenastoma minimami funkcji "cosinus" dane były trzy wektory: Alfa

Jeden, Alfa Dwa i Alfa Trzy. Żaden z nich nie był ortogonalny do swoich

braci i żaden nie wydłużał się ponad miarę. Żyli pracowicie, cicho i

skromnie, służąc wiernie panu swemu - Wyznacznikowi. Od świtu do nocy

przesuwali bracia linie proste, obliczali iloczyny skalarne i kąty

nachylenia, podpierali okręgi w ich punktach styczności i wystawiali

swoje grzbiety prostopadle do różnych krzywych, które zadawał im

ekonom, bezlitosny Minor. Pomimo to byli szczęśliwi. W wolnych chwilach

uprawiali swoje własne, styczne do chatki, pole wektorowe - a choć

skromne to było poletko (trochę snopów koherentnych, nieco liści

Kartezjusza, dwa czy trzy ślimaki Pascala), przecie nie narzekali na

swój wektorowy los. Ale niedługo trwało szczęście braci. "Obrócę

płaszczyznę o kąt fi i przyrównam każdemu jedną współrzędną do zera" -

zagroził Minor. A jakże to żyć wektorowi na płaszczyźnie z jedną tylko

współrzędną? Zmartwili się bracia i postanowili uciec od Wyznacznika i

jego Minora tam, gdzie znajdą dogodny i prawy układ współrzędnych.

Pokłonili się starej Macierzy, podjęli ją za kolumny, po raz ostatni

obejrzeli się na swoje, teraz już zdegenerowane pole wektorowe,

zaczerpnęli potencjału ze studni i poszli po trajektorii przed siebie.

Idą, idą, idą - rodzinna chatynka widnieje na horyzoncie już pod kątem

mniejszym niż epsilon (a trzeba Ci wiedzieć, że dawniej nie takie

epsilony bywały, jak dziś) - aż tu nagle strumyk paraboliczny przed

nimi się modrzy i akurat zmienia znak pochodnej. "Ech, połowić by

rybki-skalary" westchnął Alfa Jeden. "A czemu nie?" - zgodzili się

bracia. Z punktu brzegowego zarzucili do wody sieć, skonstruowaną

uprzednio w misterny sposób za pomocą cyrkla i linijki. Ciągną, patrzą,

oczom nie wierzą: w sieci pi-ryba trzepocze, ludzkim głosem przemawia:

"Wypuście mnie, milency moi, a ja się wam odwdzięczę". Wypuścili bracia

pi-rybę na wolność i idą dalej. Patrzą, a przy drodze mały Argument

leży. Próbuje się podnieść do kwadratu, ale że schudł już bardzo i jest

mniejszy od 1, wiec co pomnoży się przez siebie, to staje się jeszcze

mniejszy. Ulitowali się nad nim bracia, dodali do niego 1 i dopiero

potem podnieśli do kwadratu, potem jeszcze raz i jeszcze raz. Wzrósł

Argument i powiada "Dziękuję wam pięknie. Idźcie swoją drogą, a ja

jeszcze się wam przydam".

Nie zdążyli bracia ani 2^(-n) mili przejść, patrzą, stoi przy

drodze chatka na kurzej łapce. "Hej chatko, chatko, odwróć się do nas

plusem, do lasu minusem" - wołają. Zakołysała się chatka, odwróciła.

Otwarły się drzwi. Weszli bracia i dusza im się raduje. Stoi pod piecem

stół, wszelkim jadłem zastawiony. Podjedli bracia, odpoczęli, potem

znów pojedli i znów odpoczęli, następnie trzeci, czwarty, ... n-ty raz

pojedli i odpoczęli. Już, już mieli przejść z n do granicy, a tu nagle

zza pieca wychodzi stwór kosmaty: jakby kwantyfikator, ale czy on

ogólny, czy szczególny - nie odróżnisz. "Bracia, bracia, ratujcie mnie.

Już pół życia siedzę tu pod władzą czarownika de Morgana za to, że

odmawiałem zaprzeczenia implikacji.

Wzruszyli się bracia losem Kwantyfikatora i zabrali go ze sobą. Idą

wesoło przed siebie. Obejrzeli się. Leci po niebie strzała. Uderzyła o

ziemie, schowała ostrze, wygięła się złowrogo i zmieniła się w śliski,

ohydny znak negacji. "Uciekajmy co sił w nogach - wykrzyknął

Kwantyfikator - bo nas tu wszystkich zaneguje". Puścili się bracia

pędem, uciekli de Morganowi.

Bajka przędzie się kołem, rzecz się toczy z mozołem. Długo trwało,

zanim ujrzeli bracia przed sobą mury prastarego grodu Trygonoma, który

jeszcze car Heron wybudował. I rosły przed braćmi mury Trygonoma tak,

jak rośnie wykres funkcji y = 1/x przy x dążąc ym do zera z prawej

strony. I rozbiegały się z trzech wież Trygonomu promienie złociste

tak, jak są rozbieżne sumy częściowe szeregu harmonicznego

1+1/2+1/3+1/4+1/5+... Zaszli bracia do gospody "Pod Pierwiastkiem",

pogadali z karczmarką, grubą Sigmą. Opowiedziała ona o wielkim

nieszczęściu, jakie przed laty nawiedziło prastary Trygonom. Panował

był w Trygonomie teraz już stary i siwiuteńki książę Tangens wraz ze

swą piękną niegdyś małżonką Tangensoidą. Mieli przed laty śliczną

córeczkę Asymptotę, ukochaną obojga księstwa i ludu. Miała być podporą

dla rodziców na stare lata, gdy już blisko im będzie do

nieskończoności. Aliści zdarzyła się rzecz straszna. Na uroczyste

nadanie kierunku Asymptocie nie zaproszono starej wróżki Transpozycji.

Była to zła wróżka i prawdę powiedziawszy, nikt jej w księstwie nie

lubił, a i ona stroniła od ludzi. Jednak, gdy dowiedziała się, że nie

została elementem zbioru gości, z zemsty wyrzekła przepowiednie, że gdy

księżniczka dojdzie do lat siedemnastu, porwie ją de Morgan. Nie bali

się tej wróżby Tangens i Tangensoida. Wyznawali bowiem logikę

wielowarstwową i nie przypisywali przepowiedni Transpozycji żadnej

dodatniej wartości. Na dowód tego w dniu 17-tych urodzin Asymptoty

wyprawiono wielki bal. Nie było równego mu balu ani przedtem, ani potem

w całym obszarze ciągłości Tangensa. Młody lokaj Gauss, świeżo

ukończywszy dowód konstrukcji, pięknie przystroił sale balowe

siedemnastokątami foremnymi. Przybyły na bal wszystkie pokrewne funkcje

trygonometryczne i hiperboliczne, książęta dx i dy, a nawet stary

dziwak Area-Cosinus Hiperboliczny, którego nikt nigdy bez krzywej

łańcuchowej nie widział. Kto chciał, tańczył, kto nie chciał, to robił

co innego, bo kraj był demokratyczny. Starsi wspominali czasy, gdy

jeszcze wzrastali i mieli dodatnią pochodną, średni wiekiem robili

analizę harmoniczną swoim towarzyszkom, nieprzeliczalna służba na każde

skinienie różniczkowała gościom jadło i napitki. W zacisznych kącikach

młodzi całkowali się ukradkiem po dt, ale zanadto się z tym nie kryli.

Książe bowiem rozumiał młodzież i niejedna młoda wypukła funkcja

znalazła na jego dworze styczność drugiego rzędu z jakimś przystojnym i

silnie zbieżnym funkcjonałem.

Nagły podmuch zgasił wszystkie świece, wśród gości pojawiły się

zbiory rozmyte, a gdy fagasi wnieśli nowe punktowe źródła światła,

okazało się, że wśród uczestników balu nie ma już Asymptoty-krasawicy.

Wykazano wnet (indukcyjnie, ze względu na liczbę obecnych na sali

gości), że porwał ją de Morgan, zaprzeczając rozkazom księcia i

warunkom wejścia na bal. Tak oto spełniła się przepowiednia wróżki

Transpozycji. Od tej pory smutek zapanował w całym grodzie. Nikt nie

rozwija się w szereg, nie całkuje i nie mnoży. Młode Różniczki dawno

już zmieniły się w stare Różnice, mało które zmieniły znak z - na +. Po

bokach trójkątów grasują zdziczałe kąty i nie zawsze staremu wiernemu

hajdukowi Euklidesowi uda się je zsumować do 180 stopni.

Głęboko zapadła braciom w dusze opowieść Sigmy i postanowili

wyzwolić z rąk de Morgana nadobną Asymptotę. Udali się najpierw do

wróża Bezouta. Siedzi Bezout za stołem, pierwiastki liczy kołem, gdy

nie masz "u", kolego, nie przychodź do niego. Przynieśli bracia cztery

nie trywialne pierwiastki, wręczają Bezoutowi i pytają, jak im pokonać

de Morgana. "Trudna to sprawa - odrzecze Bezout. - Więzi on wiele

kwantyfikatorów i pokonać go tylko możecie śmiało omijając prawo

wyłączonego środka. Ale oto ciemnieje moja kryształowa pseudosfera:

znak, że uda się wasze przedsięwzięcie."

Podziękowali bracia Bezoutowi, dodali jeszcze trzy pierwiastki

(niezwyczajne, kwadratowe) i stoczyli się po linii najmniejszego spadku

z murów Trygonoma. Kwantyfikator został barmanem pod pierwiastkiem, a

Alfa Jeden, Alfa Dwa i Alfa Trzy poszli po gradiencie w kierunku

widniejącego lasu, tak gęstego, jak liczby wymierne po prostej. Jak tu

przejść? Ale oto machnął jeden brat przekrojem Dedekinda, machnął

drugi, potem trzeci: skonstruowali bracia liczbę niewymierną 2^sqr(2) i

przeszli przez las. Wnet zagrodził im drogę potok wypełniony cieczą

nieściśliwą i nielepką. Niezwyczajny to potok - pełen turbulentnych

wirów i punktów osobliwych. "Co robić? - dumają bracia - Gdybyż mieć

chociaż spirale logarytmiczną!. Ale któż to pyszczek z wody wystawia?

Pi-ryba. Przewiozła braci, jednego po drugim, na drugą stronę.

Pokłonili się jej bracia w pas i poszli dalej, bo już było widać

ogromną górę Moduł a na niej zamek de Morgana. Doszli bracia pod samą

górę i zmartwili się. Bo, wprawdzie do zamku droga prosta, stopnie

zapraszają do wejścia, ale co to za stopnie? - śliskie jak lód, gładkie

tak, że co postawisz nogę na jednym to spadasz na drugi, próbują bracia

i próbują, ale nawet na pierwszy stopień nie weszli. Nagle jak spod

ziemi wyrasta Argument - ten, którego kiedyś od zniknięcia uratowali.

Podstawił się Argument do zmiennej niezależnej, zaburzył współczynniki

przy równaniach schodów, zmniejszył gładkość i weszli bracia na górę.

Ale do samego zamku jeszcze długa droga. Wejścia pilnuje pies

Boole-dog, sierść na nim jeży się jak wykres funkcji y = sin 1/x,

szczerzy zęby i warczy. Za Zapisem Peauceliera stoi: kto psa pokona,

wnet go Inwersor w środek inwersji postawi i za płaszczyznę wyrzuci.

Nie stracili głowy bracia. Sinus 1/x przez x pomnożyli i go w zerze

uciąglili. Potem owinęli się wstęgą Mobiusa i czekają. Zabrał się

Inwersor do odwracania wstęgi Mobiusa, ale że jest to powierzchnia

jednostronna, nic się braciom nie stało. Wychodzi na to sam de Morgan z

suką Negacją, operatorem Minusem i starym czarownikiem Tercjanem.

Wektorom znaki pozamieniać chce, od poprzednich wartości odjąć i tak to

przyrównać braci do zera. Pobledli bracia, "Już po nas - myślą. - Już

nie ujrzymy starej Macierzy". I stało by się tak, gdyby nie

Kwantyfikator "Istnieje Iks", który w samą porę przybiegł z Trygonomu,

jeszcze w fartuchu barmana. Zagryzł Negacje, stal się kwantyfikatorem

"Istnieje Iks taki, Że Nieprawda Że Igrek" i zaczął przekształcać de

Morgana, a bracia pomagają mu z drugiej strony. Rachunki logiczne

przeprowadzają, a z prawa wyłączonego środka nie korzystają. "Tertium

non datur" - woła de Morgan, ale Tercjan nie słyszy. Upadł de Morgan.

Już po nim. Otworzyli bracia de Morganowe nawiasy i zaraz ukazała im

się długa linia prosta, w której natychmiast rozpoznali księżniczkę

Asymptotę. Wkrótce nadjechał i sam Tangens. Wziął córkę w ramiona i

rzekł braciom: "Mam ja tylko jedną, a was jest trzech. Niech najstarszy

weźmie ją za żonę. Dam mu dogodne współrzędne: dwakroć PI/2 i grupę

Translacji w dziedziczne władanie".

Nie minęło i e niedziel, a w Trygonomie odbył się huczny ślub, po

którym nastąpiło skromne wesele. Byli na nim obecni wszyscy bracia:

Alfa Jeden, Alfa Dwa i Alfa Trzy. Przybył (uszlachcony przez Tangensa)

Argument w kokilce ciągnionej przez kare bułanki Pi-ryba wystąpiła w

przepięknej galarecie z jarmużem i bedłkami, a piwo gościom rozlewał

sam Kwantyfikator, obecnie już właściciel zajazdu "U z daszkiem". Nie

musieli długo czekać księstwo. Alfa Jeden podziałał sobą na księżniczkę

Asymptotę (teraz już swoją żonę x=PI/2) tak, że na płaszczyźnie

pojawiły się wkrótce w regularnych odstępach nowe asymptoty, a stary

Tangens i Tangensoida mogli wreszcie spokojnie przejść do

nieskończoności.