Eli objęła się rękami, pokręciła lekko głową.
- Ja... żywię się krwią, ale nie jestem... tym. Mam dwanaście lat. Ale już od bardzo dawna.
....
Dopuść do siebie człowieka, a na pewno cię skrzywdzi.
Nie bez powodu jej związki były krótkotrwałe. Nikogo do siebie nie dopuszczaj. Wtedy nikt cię nie zrani. Sama się pocieszaj. Ze strachem można żyć, dopóki dotyczy wyłącznie ciebie. Tak długo jak nie ma nadziei. – John Ajvide Lindqvist, "Wpuść mnie" (Wydawnictwo Amber, 2008)
W oknie mieszkania odbija się twarz jasnowłosego chłopca. Wzrok pusty, matowa skóra, nieprzenikniona gorycz i jak mantra powtarzane polecenie "Kwicz! Kwicz jak świnia" (czyżby bezpośrednia aluzja do Neda Beatty gwałconego w "Deliverance"?). Tak rozpoczyna się "Let the Right One In" – ekranizacja bestsellerowej powieści grozy Johna Ajvide Lindqvista "Lat Den Rätte Komma In", osadzona zimą 1982 roku na przedmieściu Blackeberg, w skutej lodem Szwecji, w kraju, gdzie oddech mrozu zamienia krajobraz w bezkres bieli i napina gałęzie drzew niczym struny skrzypiec.
Na imię mu Oskar. Samotny, introwertyczny albinos bez przyjaciół i nadziei na to, że szkolni zawadiacy przestaną mu dokuczać. Ciągle szuka akceptacji i wreszcie natrafia się szansa, że odnajdzie do tej pory nieprzystępną inność... Do mieszkania obok wprowadza się tak samo samotna jak on dziewczynka o hipnotycznym spojrzeniu. Przyjaźń Eli (Lina Leandersson) i Oskara (Kare Hedebrandt) kiełkuje tylko nocą, pośród śniegu i cieni, pod odwiecznym lustrem księżyca, rozpieszczana przez zimny do szpiku kości wiatr. Między dwiema zagubionymi duszami stopniowo wyzwala się iskra bliskości, kiedy siedzą obok siebie, w głębokim milczeniu, zafascynowani kostką Rubika. Dzielą wzajemnie tę samą przestrzeń, te same myśli, te same spojrzenia... a różnice między nimi z czasem przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Wreszcie Eli przyznaje się Oskarowi, że jest kimś innym; pod powłoką delikatnej dziewczęcej skóry kryje się wampiryczna istota, potrzebująca ludzkiej krwi, by przetrwać. Lodowaty wicher jej nie straszny, straszny jej głód... Giną mordowani młodzi chłopcy oraz pechowi mieszkańcy mieściny. Szkarłatny ślad na śniegu ciągnie się za jej opiekunem Hakanem do wyściełanego brudem, zapuszczonego mieszkania Eli, do łazienki, w której dziewczynka śni uciekając od śmiertelnego blasku dnia...
Nie myli się widz, który stwierdzi, że osią napędową "Let the Right One In" jest rozkwitająca przyjaźń między dwunastoletnim dzieckiem i krwiopijcą. Przyjaźń słodka, wzruszająca, obfita w zdumiewająco mroczne podszepty. W Eli drzemie ukryta mądrość, a Oskar do końca zachowuje dziecięcą naiwność, co kieruje film na tory tragicznej historii miłosnej – wyzutej z seksualności, acz nieodwracalnie intymnej. Nie zapominajmy jednak o Hakanie, bo to postać-klucz, dostawca świeżej krwi dla podopiecznej, żałosny pedofil ujarzmiony przez dziecięcą niewinność. Oskar nieuchronnie zmierza ku zajęciu jego miejsca, przyjaźń z Eli przekreśla na zawsze odkupienie. Hakan morduje chłopców niewiele starszych od Oskara, aby nasycić Eli ich krwią. Czyżby dziewczynka preferowała młodzieńczy pokarm? Dlaczego interesuje się introwertykiem? Bo ma dwanaście lat "od dawien dawna"? Co w zamian za zaufanie oferuje Oskarowi? Martwe porozrywane ciała jego szkolnych krzywdzicieli barwiące krwią wodę szkolnego basenu... Uśmiech radości na obliczu blondyna wypływający z brutalnego aktu rzezi. Spokój ducha zwiastujący nadejście służalczego piekła na ziemi, którego nie jest jeszcze świadom. Przysłowiowe wejście w skórę Hakana, nałożenie na siebie dźwiganego przez mężczyznę brzemienia do końca szarych dni.
Także oddajmy się czarowi "Let the Right One In", zasmakujmy wzrokiem samotności w otoczeniu wszechobecnego lodu, poczujmy tchnienie odwiecznej zimy. Poprzez precyzyjną kompozycję kadrów Tomas Alfredson i jego operator kamery Hoyte Van Hoytema wywołują wizualnie ogromny wachlarz emocji u oglądającego. Jak powiedział sam reżyser "Wyobraźmy sobie scenę, w której do kobiety dzwoni lekarz informując ją o śmiertelnym zachorowaniu na nowotwór. W większości filmów taka scena ma miejsce, gdy kobieta prowadzi samochód; odkłada telefon, zatrzymuje auto, wpatruje się w morskie fale i pozwala łzom popłynąć... Ja bym umieścił tę scenę na przyjęciu, na którym ta sama kobieta bawi dzieci przebrana za klauna. Nie jest w stanie do końca usłyszeć wiadomości doktora, nie może się ukryć przed światem, nie może płakać, musi pozorować, bo tak wygląda nasze życie. Czy istnieje zatem możliwość ukazania nagłego ciosu – poprzez kolory, reakcje, dźwięki?". Dlatego wyraz twarzy Hakana po pogłaskaniu go po policzku przez Eli tak wiele mówi o ich stosunkach bez potrzeby użycia zbędnych słów. Ojciec Oskara nalewa alkohol do szklanki – to wystarczy, by pokazać powód rozpadu jego związku z matką chłopca i buzujący w dziecku gniew. W filmie obecne są także powtarzające się motywy ręki na szkle poszukującej ciepła po tej drugiej obcej stronie oraz okien symbolizujących samotność i oczekiwanie.
Reasumując, czuła, porywająca, rewelacyjnie zagrana opowieść o okrucieństwie i dobroci, o wykluczeniu i marginalizacji – zarówno w odniesieniu do istoty ludzkiej, jak i do wampira. Zakończenie filmu wyzwala w widzu złudne poczucie ulgi, bo przyszłość protagonistów pochłania czerń. Uśmiech Oskara odbija blask piekła. Zapobiegliwi Amerykanie już wyniuchali komercyjny sukces i kręcą przewidziany na rok 2009 remake. Nie warto na niego czekać – nie ma najmniejszych szans, by choć w niewielkim stopniu odtworzył melancholijną chemię pomiędzy dwoma upadłymi aniołami.
