na faktach, w temacie praktyki studentow AM:
wezwanie do kamienicy w Lodzi do alkoholika, ktory od kilku tygodni nie wychodzi z domu. wzywajacy to sasiedzi, ktorym smrod na ich pietrze utrudnia zycie. ekipa karetki: kierowca - sanitariusz, lekarz i praktykantka z AM.
na korytarzu unosi sie fetor zgnilizny wzmagajacy sie w miare zblizania sie do mieszkania kolesia. na miejscu jest juz policja i slusarz. wylamuja drzwi. z mieszkanka wyjezdza taka fala smrodu, ze policja razem ze slusarzem zwija sie daleko na korytarz. jakas sasiadka przybiega z odswiezaczem do powietrza, ktory o dziwo pomaga :) do mieszkania wchodzi ekipa karetki razem z policjantami. na lozku pod kolderka lezy koles ... zywy! tylko nawalony jak stodola. policja zwija sie na korytarz (wcale im sie nie dziwie) a ratownicy probuja obudzic kolesia. ten tylko mamrocze "pic .... pic". lekarz odkrywa kolderke zeby zbadac stan chorego. lekko mowiac nie wyglada to za ciekawie: koles ma martwice dloni i stop, czarne paluchy, laza po nim robale a on sam lezy w go.wnie. chca go zabrac do szpitala ale pojawia sie problem - pacjent nie chce zeby go zabierali (i ma do tego prawo). jak sie okazuje do tego potrzebna jest decyzja o ubezwlasnowolnieniu. policja zalatwia to kilkoma telefonami. czas zabrac pacjenta. szczotka do podlogi zrzucaja z kolesia robactwo i go.wno w ktorym lezy. praktykantka z AM na polecenie lekarza owija lapki i nozki bandazami, reszte owijaja w husty takie jakie stosuje sie po opazeniach. podjezdzaja pod lozko z noszami. panowie z karetki probuja uniesc kolesia ale jest pewien problem. pacjent przez ten czas przykleil sie do lozka. coz robic? nie ma co sie zastanawiac - odrywaja go legowiska. koles przylepil sie do obicia. w miejscach gdzie nie ma materialu widac sprezyny, mase pelzajacego i chodzacego robactwa. wszystko jest w tym co wyszlo albo wycieklo z kolesia. klada go na nosze i zabieraja go szpitala. historia nie konczy sie w tym miejscu :) w szpitalu nie ma chetnego lekarza, ktory zajal by sie pacjentem. w koncu jakas harda pani lekarz podejmuje sie tego wyzwania. wkladaja kolesia do wanny w jakiej myje sie chorych. odwijaja husty a potem bandarze, spod ktorych zaczynaja wylazic robale. pani lekarz mdleje. koles w trakcie mamroczy tylko: "pic, pic ...".
historia ma smutne zakonczenie - facet umarl kilka dni potem co jednak nie zdziwilo lekarzy. bardziej zastanawiajacy jest fakt jak koles mogl przezyc w takim stanie kilka tygodni.
ps. ta praktykantka to moja dobra kolezanka. ta historie opowiadala mi ze wszystkim szczegolami ponad godzine. to co napisalem to tylko skrot pozbawiony wszystkich epitetow jakich uzyla mowiac o swoim dyrzuze tego dnia :)