gdy tak zasiadam do pisania wieczorem, gdy jest juz cicho w calym domu, gdy tak slysze tylko chrapanie pieska i szumienie kompa nachodza mnie melancholijne nastroje.
w takich porach nie umiem pisac czegos dynamicznego i wesolego. poprostu nie przechodzi mi to przez mysl.
nasuwaja sie rozne mysli, jedna z nich ktora zawsze mnie meczy to pozytek. co zrobilem cos by ktokolwiek mial powod aby mnie kiedys pamietac? co po sobie pozostawilem? czy zrobilem cos pozytecznego, robilem lub robie?
czy wy uwazacie ze zostawiliscie cos po sobie?
lubie w nocy wyjsc na balkon, popatrzyc sie w ciemne niebo i uspokoic. patrzyc i praktycznie nie myslec. oddychac powoli i obserwowac jak wszystko spi. to daje takie uspokojenie, wyciszenie. nawoluje mysli o bezsilnosci, bo co my wlasciwie mozemy? tylko niektore jednostki sie wybijaja i to na dodatek wiekszosc przypadkiem... noc.
gdy sie zas obudze jestem gotow pisac o czyms nowym, tworzacym sie, dajacym wizjena przyszlosc. ale nie moge...
nocne pisanie
dobranoc