Kończę szczać, strzepuję dobrze pałę co by sobie nowych majtek nie ujebać. Spuszczam wodę, myję rączki. Kibel całkiem przyzwoity. Czysto, pachnąco, nad zlewami duże wypucowane lustro. Na wyjściu puszczam jeszcze głośnego pierda i sprawdzam czy zapiąłem rozporek. Otwieram dzwi, mijam tłumy ludzi. Czekają na wejście. Posrani jak dzieci na gwiazdkę. Jebane lessery. Idę krótkim korytarzem. Po lewej duże przeszklone dzwi, których pilnuje ochroniarz. Zerkam kątem oka. Widać grupy ludzi z identyfikatorami jak biegają po ogromnej sali. Wszystko wygląda na gotowe. Podjarałem się też. Wchodzę do niewielkiego pomieszczenia - siema chuju! - krzyknął Vh, z którym się mijałem. Mijam też Gieneka rozjebanego na fotelu, Mav gładzi się po swojej glacy jakby czegoś szukał, Shark głośno pyta się czy ktoś by się z nim wódki nie napił. Wypatruję reszty ekipy - poszli do sklepu - z bananem na ryju przemawia Shiv. Podchodzę do swojej torby, wyciągam portfel. Do pokoju wraca Vh. Niesie nasze identyfikatory. Podbijam i z niecierpliwością czekam na swoją kolej. Ładne, duże, kolorowe. Na każdym logo DreamHack'u. Dla mnie nie ma. Z zawiścią patrzę na innych. Idziemy z Vh do rejestracji w celu wyjaśnienia tej zniewagi....i w tym jebanym @#$% momencie dzwoni mi kumpel z pytaniem czy idę na browar!!! @#$% no i @#$% nie dowiedziałem się czy zagram na tym jebanym DreamHack'u!!!!! Po przebudzeniu jedyne o czym marzyłem to zagrać w q. Koniecznie na lanie i koniecznie z tą samą ekipą co w marcu albo nawet większą. Zorganizujmy coś @#$%!