Dobra zaczynam ja (prawo 1 nocy) :)
Pamietam ze kiedys na lekcji biologii mielismy temat o wydalaniu. Byla to zdecydowanie bardzo dziwna lekcja poniewaz profesorka po odpytaniu 2 osob, wskoczyla na biurko, pochylila sie troszeczke i postawila pieknego brazowego kreta na dzienniku. Wszyscy pobieglismy do biurka zeby mu sie przyjzec z bliska.
Byl naprawde ladny, z niestrawionymi kawałkami kaszy u podstawy. Ogladalismy go, Staszek nawet go dotknal palcem a ja zapytalem sie pani profesorki dlaczego nie wytarla dupy, tylko szybko naciagnela majtasy. Baba odpowiedzialami zebym sie nie wtracal, bo nuaczyciel ma zawsze racje i wywalila mnie z sali.
Niestety pomimo przeprosin musialem wyjsc, a wtedy cala klasa dostala patyczki laryngologiczne do badania konsystencji tej kupy.
Mam pytanie czy jest jakas organizacja zeby sie po latach poskarzyc, ze niemoglem wtedy nabywac wiedzy, tylko musialem w placzu czekac 30 minut na korytarzu??
Jak ona mogła ?? Czy u was byly podobne przypadki??
Czekam teraz na wasze dziwne zdazenia wprost ze szkolnych lawek.