a moj dzien w szkole wyglada mneij wiecej tak :
Za dwie ósma mijam przykucniętych przy siatce ludzi i wkraczam na teren Liceum Ogólnokształcącego. Tak, znów tu jestem. Jeszcze tylko sprytne wyminięcie ludzi w szatni, szybka zmiana obuwia i już wygodnie siedzę w ciepłej, zwłaszcza zimą klasie. Znów mi się udało, zdążyłem przed sprawdzeniem obecności. Niestety, nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Pod drzwiami stoi gromada osób. Jedni udają zmartwionych, inni próbują załagodzić sytuacje uśmiechem, jeszcze inni stoją niewzruszeni. „Wielka strata, kolejny s do kolekcji” - myśli sobie Wiesiek idąc stronę zaklepanego miejsca. Lekcja się rozpoczyna. Na pół śpiący notuje, jak zwykle niezmiernie interesujący temat o wypaczonym przez los człowieku ze skłonnościami samobójczymi, który strzela sobie w głowę w ostatnim rozdziale książki. „Ale nieudacznik, nawet nie potrafił sobie celnie wymierzyć w łeb” – rozbawiony komentuje w myślach postawę głównego bohatera. Słuchając monologu nauczyciela, kątem oka dostrzegam Bronka kończącego śniadanie. Pewnie znów się nie mógł powstrzymać. Ta kanapka wyglądała tak apetycznie. Dzwoni dzwonek. Jakaś praca domowa. Po co to zapisywać, przecież jest długa przerwa. W oczekiwaniu na kolejną lekcje stoimy pod klasą. Jaka szkoda, że szkoła nie ma pieniędzy na ławki. Zbliża się kartkówka. Jedni próbują zapamiętać jakieś dziwne znaczki. Inni są bardziej praktyczni, zapisując najważniejsze wiadomości na małych karteczkach. Kilka, zdających się być całkowicie obojętnymi na te wielkie wydarzenie osób, rozmawia na odlegle życiu szkolnemu tematy. Nie ma sensu się uczyć. Przekładaliśmy przez sześć ostatnich lekcji, przejdzie i dziś. Mieli racje. Po wejściu do klasy okazało się, że mały sprawdzian wiedzy, a może bardziej sprytu, odbędzie się w poniedziałek. Rozpoczyna się lekcja. Część uczniów udaje, że cos rozumie. Dzielnie przytakują nauczycielowi. Pozostali starają się wypełnić 45 minut do następnego dzwonka najróżniejszymi zajęciami. Spisywanie pracy domowej, gra w kółko i krzyżyk, piłowanie paznokci, wszystko jest dobre, by zabić czas. Lekcją mija. Pod kolejną klasą spotykam Stefana. Biedaczek zaspał, ale w końcu na naukę nigdy nie jest za późno. Nieuchronny dzwonek oznajmia początek lekcji. Przybyły wykładowca zostaje przywitany nieprzygotowaniami ponad polowy klasy. Tym razem okazał dobre serce, przekładając pytanie niedobitków na kolejny dzień. Zaczyna swą opowieść, a wszyscy, jak jeden mąż zasypiają. Następna lekcja i zmiana nastrojów. Nauczyciel wyraźnie wstał lewą nogą, a na kim to się można wyżyć, jak nie na uczniu. Kolejne osoby zostają skrzyczane przy tablicy i obdarowane oceną w kształcie kreski. W końcu, po zaspokojeniu niecnej żądzy zemsty zamyka dziennik. Uczniowie odczuwają wielką ulgę i dziękują Bogu za wspaniałomyślny dar. Dzwonek nie przerywa lekcji, jeszcze przez pół przerwy zapisujemy prace domową. W końcu możemy opuścić sale. Po dotarciu na wyznaczone w planie miejsce słyszymy znajomy, terkoczący głos. Tym razem nie ma się, czego bać. Profesor, chyba jeszcze bardziej niecierpliwy od nas, co chwile spogląda na zegarek. Nic dziwnego. Kto o zdrowych zmysłach nie cieszyłby się po zakończeniu stresującego dnia pracy? Nadchodzi długa przerwa. Cześć osób udaje się z pośpiechem na stołówkę. Niestety, po wyjściu ze szkoły wita ich rzęsisty deszcz. Posiłek jedzą mokrzy, ale szczęśliwi. Pozostali w szkole starają się zająć się czymś w miarę pożytecznym. Szukanie frajera, który pójdzie za nas do sklepiku, czytanie przyniesionego z domu czasopisma, nawdychanie się dymu koło sklepiku, drażnienie innych, to tylko nieliczne sposoby umilania sobie wolnego czasu. Ostatnia godzina przynosi ze sobą wielkie nudy. Nauczyciel ogranicza się do wypowiedzenia paru zadań. Siada. Następnie wstaje, spogląda na szafę i spędza w tej pozie resztę lekcji. Czasami chce uspokoić rozbawionych uczni, ale w powszechnym hałasie nikt go nie słyszy. Wszystko przedłuża w nieskończoność. Co chwile zerkam na zegarek odliczając pozostałe minuty. W końcu upragniony sygnał. Rajd do szafki. Znów zdążyłem przed innymi. Jeszcze tylko chwila i mijam znajomą bramę. W miarę oddalania się od zniszczonego przez czas budynku świat zaczyna nabierać barw.