Mżyło, cały las zasnuwała mgła. Z drzew spadały liście, które pod ciężarem wilgoci wolno opadały na ziemię. Piaszczysta droga cała była zaścielona liśćmi, które były w barwach jesiennych. Liście przylepiały się do wojskowych butów Zośki. Kulał on na prawą nogę, jednak wsparcie na potężnym kiju przynosiło ulgę bolącej nodze. Zdawał sobie sprawę z tego, że musi przebyć jeszcze daleką drogę.
Myśli Zośki były w ciągłym chaosie. W głowie huczały mu tylko te słowa: „Być tam z nimi – marzenie, być tam z nimi – wątpliwe spojrzenie, być tam z nimi – nieporozumienie”. Było to spowodowane tęsknotą do jego przyjaciół, kompanów – Rudego i Alka. Miał jednak światełko, do którego dążył – wiedział, że niedługo dojdzie do starego, wielkiego dębu, a zaraz za nim skończy się las. Pogłębiał się w ciszy, którą tak za czasów wojny lubił. Przez chwilę był zamyślony, oddalił się od świata myśląc o przeszłości. I raptem znowu, ale tym razem już najpełniej, uświadomił sobie, że wraca do domu i dzieli go od niego tylko ten las i kilka kilometrów pola. Wtedy mocno przyśpieszył swój chód. Doszedł do starego dębu, a przy nim zobaczył dwa osiodłane konie, na których było dwóch jeźdźców w mundurach wojskowych. Nie przestraszył się i nie zwolnił kroku. Zrozumiał, że nie dadzą mu przejść. Wiedział, że jak będzie przechodził obok nich usłyszy okrzyk „zaczekaj”. Zbliżał się coraz bardziej do starego drzewa i usłyszał to co mu w głowie łatało. Wolno i niechętnie postąpił cztery kroki, które go od nich dzieliły.
Jeden z nich był mały, łysy i piegowaty – wydawał się dla Zośki słaby i powolny. Drugi natomiast był dobrze zbudowany i zrobił na Zośce dobre wrażenie. Jako pierwszy odezwał się żołnierz, który był wysoki i umięśniony.
- Dokumenty.
Po usłyszeniu tego słowa, Zośka sięgnął do kieszeni w celu wyjęcia książeczki wojskowej. Poczuł ból prawego policzka. Na początku nie wiedział co to było, jednak po minucie uświadomił sobie, że został uderzony prze piegowatego mężczyznę. Piegusek, bo tak nazwał sobie Zośka małego i piegowatego żołnierza, powalił go na ziemię i przeszukał czy nie posiada broni. Oczywiście jej nie miał, w tym momencie większy żołnierz wyjął z kurtki Zośki jego książeczkę wojskową. Otworzył ją i z zaciekawieniem zaczął przerzucać kartki. Obaj żołnierze stwierdzili, aby puścić Zośkę. Było to spowodowane tym, że woja się już skończyła, a byli przecież Polakami. Zośka zaczął dalej iść swoją drogą przez las. Myślał, że strzelą mu w plecy, jednak nagle usłyszał za sobą narastający tętent koni. Minęli go bez obejrzenia się. Rytmicznie obaj żołnierze unosili się na siodle, na plecach podskakiwały im karabiny. Konie lśniły jak nasmarowane pastą, a następnie wypolerowane.
Zośka odrzucił kij, którym idąc podpierał się. Popatrzył na swoją skaleczoną nogę i policzek, w który został uderzony, po czym bez namysłu wyruszył w dalszą podróż. Tętno Zośki dalej było bardzo wysokie, przeraźliwy łomot serca nie budził w nim niepokoju. Wiedział, że za chwilę się wszystko z nim uspokoi i będzie mógł szybciej pójść. Doszedł do końca lasu, jeźdźcy już dawno gdzieś wyparowali. Przed jego oczami, spośród mgły zaczęła wyłaniać się nieduża górka. W myślach był radosny, zdawał sobie sprawę, że za tą górką stoi jego dom – dom, w którym się wychował. Po wejściu na wzniesienie gwałtownie zaczął biec w stronę swojego domu. Wszystko było tak jak dawniej, wszystko było mu znajome. Ukradkiem podszedł do drzwi domu, otworzył je jak najciszej się dało – chciał zaskoczyć swoją Matkę, chciał usłyszeć słowa radości z Jej ust na widok syna.
Jednak, gdy już wszedł do domu zrozumiał co się stało. W półmroku pokoju płonęła jasnym czerwonawym kolorem gromnica, która oświetlała zimne ręce jego Mamy. Ojca też już nie było, został sam. Jego rodzice byli w jego umyśle, wspomnieniach, snach, sercu teraz dalej tam są, jednak nie ma ich już pośród żywych.
Wieczny odpoczynek racz jej dać Panie – rzekł
A światłość wiekuista niechaj jej świeci, niech odpoczywa w pokoju wiecznym. dokończyły dwie staruszki, które się modliły nad zmarłą.
Zośka kończąc powiedział tylko „Amen” po czym usiadł na krześle przy zmarłej. Nie zdjął butów, jakby wpadł tu tylko na chwilę. Położył dłonie na kolanach, przymknął oczy, potem nagle je otworzył i znowu zamknął. W tym momencie przypominał sobie wszystkie chwile z jego życia, kiedy był jeszcze dzieckiem. Zdjął ze swojej szyi złoty łańcuszek i wplątał go w ręce zmarłej Matki. Dostał go, gdy był jeszcze mały.
- Jak to się stało? – powiedział
Staruszki nie przejęły się jego wypowiedzią i nic mu nie odpowiedziały.
Czy był doktor i zbadał przyczynę zgonu? – znowu zapytał
Nie, nie było żadnego doktora. Niby skąd? – odparła jedna ze staruszek.
Po czym Zośka znowu zapadł w ciszę. Jedna staruszka nagle powiedziała:
- Oj nie doczekała się Matka synka, oj nie doczekała....
Nagle na dziewczęcej twarzy Zośki zagościła groźna, kamienna mina skierowana w stronę starzej kobiety. Ona postanowiła już nic nie mówić, niemal przestraszyła się tej miny. Dziwiło ją to, że nie podziękował za ubranie Mamy i za modlitwę nad Nią.
Kobiety wyszły z domu, wtedy Zośka odetchnął głęboko i nieśmiałym gestem dotknął dłoni Matki, jakby chciał się upewnić, że naprawdę nie żyje. Wyszedł z domu, spojrzał w stronę stodoły i pomyślał „Krowy już nie ma, zdechła” i rzeczywiście tak było, wszystko co pisała do niego Mama w listach było prawdziwe.
Było już ciemno, Zośka postanowił położyć się spać. Przed snem zjadł kolacje, przy niej znowu w jego głowie rozpętał się chaos. Znowu przebiegały przez jego myśli słowa „Być tam z nimi – marzenie, być tam z nimi – wątpliwe spojrzenie, być tam z nimi – nieporozumienie”. Nie wiedział o co w tym chodzi, ale nie bał się tego.
Noc przebiegła spokojnie, nie miał żadnych snów. Wstał z łóżka i ku jego zdziwieniu usłyszał głośne pukanie do drzwi. Nie miał pojęcia kto to może być, otworzył i zobaczył listonosza, który przyniósł dla niego list. Podziękował i szybko podbiegł do stołu. Usiadł i z zniecierpliwieniem rozerwał kopertę. Był to list od jego dawnego przyjaciela – Rudego. Dowiedział się w nim, że Rudy się ożenił i żyje sobie wraz ze swoją wybranką w dużym domu, do którego zapraszał Zośkę. Alek, jego drugi najlepszy kolega za czasów wojny już nie żyje – został zastrzelony przez dwóch chłopów, którzy nie wiedzieli o zakończeniu wojny i pomylili go z niemieckim żołnierzem. „Czasem zdaje mi się, że dzień mojej śmierci byłby najpiękniejszym dniem mego życia.” – tym razem to błądziło w umyśle Zośki
Po przeczytaniu tego listu przypomniały mu się wszystkie miłe chwile. Zupa Rudego i wszystkie jego przysmaki, wspólne rysowanie na ścianach, wybijanie szyb w niemieckich galeriach ze zdjęciami. Zośka odpisał Rudemu na list i po kilku dniach otrzymał odpowiedź z następującą treścią:
[i]
„Drogi Tadeuszu, bardzo chciałbym Cię ugościć w swoich
skromnych progach. Mogę po Ciebie przyjechać, gdyż mam
możliwość załatwienia samochodu. Będę u Ciebie jutro w południe,
czekaj na mnie przed płotem.” Jan „Rudy” Bytnar [/i]
Nastał długo oczekiwany przez Zośkę dzień – dzień, w którym miał się spotkać z Rudym. Z daleka dostrzegł nadjeżdżający samochód, gdy zobaczył Rudego, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Rudy już nie był taki jak dawniej, teraz był to poważny gość w garniturze z czarnymi farbowanymi włosami. Jednak było w nim to co zawsze go wyróżniało – piegi, tego nie mógł usunąć. Rudy zaprosił Zośkę do samochodu, po czym wyruszyli w podróż do domu Janka. Przez całą drogę wspominali stare czasy i Alka.
Rudy zaparkował samochód pod wielką białą willą. Jego dom zrobił wielkie wrażenie na Zośce. Żona Rudego miała na imię Martyna, była jasną blondynką. Jej włosy błyszczały w słońcu jak złoto. Cały dzień we troje spędzili przy stole jedząc i rozmawiając na różne tematy.
Następnego dnia Zośka pożyczył samochód od Rudego, w celu znalezienia na mieście pracy. Po kilku bezowocnych wizyt w kilku punktach postanowił wrócić do domu, niestety ten dzień się okazał dla niego pechowy. W pośpiechu wyjechał na skrzyżowanie, nie zauważył nadjeżdżającego samochodu wojskowego, wjechał mu prosto pod koła i już z nich nie wyjechał... Zośka doczekał się swojego najpiękniejszego dnia życia, nie był on taki jaki miał być, ale tego już nikt nie zmieni. Rudy wraz z Żoną na wieść o śmierci Tadeusza „Zośki” Zawadzkiego pogrążyli się w smutku. Zorganizowali skromny pogrzeb, na którym byli tylko oni i Ksiądz.....
Jest to moja praca stylistyczna, wybrałem temat "Jak wyobrażasz sobie dalsze losy bohaterow, gdyby przezyli okupacje i dozyli wyzwolenia Polski?" czy jakos tak, ale chodzi zeby napisac ciag dalszy "Kamieni na Szaniec", gdyby bohaterowie nie zgineli. [alek, rudy, zoska]
Alek- Aleksy Dawidowski
Rudy - Jan Bytnar
Zoska - Tadeusz Zawadzki
"Kamienie na Szaniec" to lektura II gimnazjum, prosilbym ocenic moja prace. Pisalem ja okolo godziny i mam 14 lat :PPPPP