Chodzi mi o takie numery, po wysłuchaniu których świat nie był juz taki sam.
Które Was zmieniły w jakiś sposób. Wasze spojrzenie na muzykę przede wszystkim, ale kto wie - może na inne sfery życia?
Takie, wiecie, mikroWSTRZĄSY muzyczne. A może nawet BIG BANGI?
"Voodoo Chile" (Slight Return) - miałem jakieś 11-12 lat. Muzyki rockowej nie puszczało się w kraju ot tak sobie. Były enklawy typu 3 ale na UKF, a u mnie w domu dominowało radio 1. Za to 10 lat starszy wujo, długowłosy fan Zeppelinów, Joplin, Omegi itp. zdobywał nawet prawdziwe płyty tych wykonawców.
Puszczał mi te wszystkie rzeczy. Nie mówię, że mnie chwytały za gardło. Nie mówię, że były złe. Po prostu sie słuchało. Do czasu Slight Return. Zrobiło mi małe, prywatne piekło w młodej i niedoświadczonej główce. Do dziś mnie porusza, do dziś uważam, że ma potencjał "Fat Boya" (Nie fatbojslima, chodzi o nazwę bomby zrzuconej na Horoszimę)
Do dziś wydrapuje jakieś takie niepojęte tęsknoty i niebezpieczne myśli.
Choć oczywiscie bardzo pozytywne.
To było pierwsze ostre, dzikie, nieokiełznane granie, które nie tylko zaakceptowałem ale wchłonąłem.
Jak mi się zdawało wówczas - zrozumiałem.
Pamietajcie - to był slawek, dla którego bogami byli Beatlesi.
"Break On Through" To troche później. Wuj nie słuchał Doorsów :)
Za to pojawił się "Apocalypse Now", którego poczatek każdego w końcu musiał skierować do debiutanckiego albumu The Doors.
Super płytka, ale płaczliwy i patetyczny The End oraz klezmerski Light My Fire natychmiast zeszły na dalszy plan w konfrontacji z tym niesamowicie energetycznym i dzikim kawałkiem.
Przyznam się - kiedy siedzę w knajpie i leci z głosnków Break on... wyrykuję go z Morrisonem, a zależnie od stanu - wyskakuje i wytaczam miedzy stolikami.
"Smells Like Teen Spirit" - długo nie "zajmowałem się" muzyką. Słuchałem jak zawsze duzo, ale juz bez tych emocji. Po "Wish u were here", "Master of Puppets" "Blood Sugar Sex Magik", Hendrixie nie spodziwałem się, żeby coś godnego uwagi mogło mnie spotkac w tej dziedzinie. Słuchałem staroci, jednym uchem radia z nowościami i coraz więcej jazzu.
I takiego rozleniwionego, znudzonego choc również wyciszonego spotkał mnie ten kawałek. Nie mogłem usiedzieć w fotelu, kiedy usłyszałem, a własciwie zobaczyłem teledysk do tego czegoś. Jak łyk świeżego powietrza, jak ostroga dla konia. Jedna wielka p.i.e.p.r.z.ona bomba energetyczna. Muzyczny koktajl Mołotowa. Był wstrząsem, bo nie spodziewałem się juz po sobie, i muzyce takiej reakcji. Takiej fascynacji. Oczyszczający gwałt, czy jakoś tak...
Ech, spytalibyscie mojej Żony co znaczy "zrobić nirvanę" :D (Nie, nie chodzi o sex)
i płyta prodiżów z krabem :) - czyli naprawdę SHOCK! - nie pamietam nawet jaki jest jej tytuł, pamietam ledwie dwa tytuły utworów. To nie jest istotne. Oddaje nawet ducha w jakim słuchałem wtedy muzyki. Zero zainteresowania dla dyskografii, składów itp. To czym żyłem pierwsze nascie lat swojej fascynacji muzyką odeszło. Liczyła się tylko TREŚĆ. Zresztą pogłebiało się zjawisko braku zainteresowania dla nowości. Cos tam gra - fajnie jest. Cos tam gra - niefajnie - turn off. Tak jest zresztą do dziś.
Już dość starym facetem byłem, od czasu Nirvany upłynęło trochę czasu. Po drodze oczywiście większe czy mniejsze, mniej i bardziej trwałe miłostki z nowymi wykonawcami (Morphine, Nick Cave) ale bez tgo zaburzenia rytmu serca na granicy zawału, bez tych dreszczy na plecach. I raptem znów pojawiło się coś, czego nie dało się zbyc krótkim "fajne" czy nawet "za.j.e.b.i.s.t.e" - to wgniotło, podniosło, zakręciło i wypluło. A wtedy człowiek pragnął jeszce raz dać się wgnieść, podnieść, zakręcić i wypluć. I znów. Do utraty sił. Do utraty świadomości.
Ufff... bardzo niebezpieczna zabawa :D Zwłaszca w tym wieku.
Kiedy znów coś takiego?
Zauważyłem coś w tej liście: sama soczysta i dzika energia! Żadnych pierdów w stylu "Michelle" którego słuchaliśmy z kumplem jak zaczarowani, "Persefony"(chyba najczęściej przeze mnie włączany kawałek w życiu - prawdziwa korba), żadnego jazzu, muzyki której słucham najchetniej.
Żadnej kobiety.
Żadnego mięczactwa.
Jedynie ostre, akordowe, kosmiczne p.i.e.r.d.o.l.e.n.i.e.
A jak u Was?
([i]kto napisze krócej - ten kiep ;) [/i]