Akurat bliski kontakt z taką klasą miałem, bo w czasach licealnych, dwie, bardzo dobrze przyjaciółki + kilka koleżanek chodziło do takiego tworu. 26 (bodajże) lasek i jeden, totalnie spedalony koleś. Dopiero w ostatnim semestrze przyszło dwóch, takich w miarę normalnych (bo to nie byli do końca faceci, no :P) ziomków.
W sumie fajnie im było przez jakieś pierwsze 2 miesiące, potem tragedia. Zawsze, jak się do nich przyłaziło na jakieś pogaduchy, albo co innego, dziewczyny zaczynały na siebie takie teksty nawijać, że żyć się odechciewało. Wychodzisz sobie na papierosa z jedną, a ona nawija na swoją najlepszą psiapsiółę takie wiązanki, że uszy więdną. Idziesz na bok z inną, to samo. Stajesz w jakiejś grupce, a tam @#$% wojna o byle co. Każda się wozi jakby była nie wiadomo @#$% kim.
Straszna atmosfera, jak na miejsce w którym ma się spędzać po 5 dni w tygodniu przez kilka lat. Grrr...
Laski są pod tym względem straszne. Na początku super, jesteśmy przyjaciółkami na całe życie, a potem podkładają sobie takie świnie, że to autentycznie, kiedy się spojrzy z boku, zachacza o chorobę.
Ale najgorsze jest chyba to, że niektore lansują się gorzej niż popierdoleni raperzy w teledyskach, powodując, że te słabsze dziewczyny po prostu czują się jak gówno. Trochę smutne, jak to sobie przemyślałem.
edit: pablo - ojj, mylisz się i to bardzo