A ja jestem na 2 roku dziennego budownictwa na politechnice rzeszowskiej (powinienem być na 3 ale mnie wyjebali po 4 semestrze i musiałem pół roku czekać na powtórkę JEDNEGO przedmiotu...). Jeśli chodzi o przedmioty to większość jest do zrozumienia, ale trafiają się też takie, o których nie masz zielonego pojęcia nawet po zdanym egzaminie. Wykładowcy: wiadomo, część świetna, część psychicznie chora - przewaga tych drugich, co wynika z faktu, że są to same stare dziadzie wychowane w socjaliźmie z tytułami doktorów czy profesorów, którym fakt posiadania ’podległych’ studentów delikatnie mówiąc zwisa kalafiorem :). Ocenianie kolokwiów też czasami przybiera zabawne formy np. rzucania i łapania kartek z kół - jak profesorek złapie to 3.0 jak nie - pała (autentycznie tak jest). Czasami też występują sytuacje z rodzaju ’czary mary’: ze 150 osób, które mają TO SAMO na papierze na kole (co wynika z faktu, że np na kole zaliczeniowym z wykładu można spisywać z notatek z wykładu - czyli z książki zeskanowanej przez starostę, z której wykładowca PRZEPISUJE treść na tablicy), około połowa dostaje 3.0, a reszta pały. Cuda nie dziwy, trudno to nawet opisywać słowami, mi nasuwa się tylko jedna refleksja: jak te wszystkie stare dziadki wyzdychają to zrobi się normalniej :D. Aha, jeszcze słowo a propo dziadzi na mojej polibudzie: część powywalali z innych uczelni (np. prof. Jaremskiego za rzekome molestowanie studentki w Krakowie), część ma już poprzewracane w łebach od tego uczenia, częsć uczy ne tego przedmiotu, co powinna, itd. Normalnie paranoja :). I na koniec jeden takst obrazujący poziom intelektualny profesorów z naszej uczelni:
(wykład z architektury) - babcia profesor spogląda za okno i pokazuje nam łapą pewien budynek (w którym mieści się wydział lotnictwa - zbudowany cirka ebaut w połowie 20 wieku przez przodowników pracy :), mówiąc:
(pani prof) - proszę popatrzeć jaki piękny jest ten budynek
(ktoś z sali) - ale on nie jest piękny...
(pani prof) - ale jaki funkcjonalny!
:D tjaaaa