Zainspirowany artykułem traktującym o planach, marzeniach i celach młodych ludzi. Sporo z nas jest w wieku ok 20 lat. Na pewno wielu na przestrzeni kilku wiosen zmieniły się priorytety, przybyło doświadczeń. Ja przez okres 4 lat, odkąd skończyłem pełnoletność i szkołę średnią zrewidowałem wiele poglądów i wydaje mi się, że dziś na wiele życiowych kwestii mam inne spojrzenie.
Dla niektórych ten temat może jeszcze wydawać się przyszłością, w którą nie chcą patrzeć - ale o ile ktoś nie urodził się w bogatej rodzinie, będzie musiał pracować w jakiś tam sposób. Ostatnio poruszony został wątek sesji w "ciekawe" i paru starszych użytkowników stwierdziło, że chętnie wróciłoby do sielanki studenckiej, kampanii wrześniowych zamiast - jak się domyślam - pracy. Panowie, spytam wprost - czy zapierdalacie? Niezależnie od odpowiedzi, to czy jesteście zadowoleni z pieniędzy jakie dostajecie? A nawiązując do tematu poruszonego w artykule, czy macie ochotę rzucić to co macie w piździec i zmienić coś w swoim życiu - miejsce zamieszania, nawyki, pracę, znajomych czy cokolwiek innego. Ci z większym stażem może mogliby powiedzieć jak na przestrzeni paru lat rutyna zmieniła (bądź nie zmieniła) ich życia.
Dla osób, które studiują dziennie -
jak wyobrażacie sobie życie po skończonej edukacji?
Planujecie być bogaci, czy może chcecie być klasą średnią?
Chcecie zakładać własne firmy, czy robić karierę w dużych korporacjach - może jeszcze cos innego?
Gdybyście dziś dostali papier ze swojej uczelni, jakiej pracy i płacy oczekiwalibyście?
Dużo pytań i może trochę chaotyczna forma - jak nie możecie się połapać, przeczytajcie artykuł, powinien Wam przybliżyć temat, który próbuje poruszyć.
A teraz trochę odpowiedzi ode mnie - nie wyobrażam sobie siebie jako pracownika zapieprzającego na etacie i mającego 20 dni urlopu w roku. Raz w roku wyjazd na 2 tygodnie, 8 godzin pracy codziennie - przeraża mnie to i widzę po starszych znajomych, że bardzo szybko się wypalają. Pracując w sektorze prywatnym pojawia się zawsze ten sam problem - zostawanie po godzinach, wieczna gonitwa i nadwyżka pracy, za mało osób do konkretnej pracy i wieczny pośpiech. W sektorze państwowym licha płaca, przytłaczająca biurokracja, bucowatość, którą się można zarazić i to na stałe. Przeraża mnie to, że mógłbym popaść w rutynę pracy, stracić ambicję i zainteresowania, ograniczyć się do piwka i meczu po robocie i tak w kółko ( a znam wielu ludzi, ktorzy pomimo szczerego zapalu, ciekawości świata za młodu tak właśnie po pewnym czasie ustawiają swój dzień - nic im się nie chce).
dziś mam wrażenie, że studia to tylko "odroczenie" wyroku, który zapadanie parę lat później - i niezależnie od wykształcenia ze wszystkich schodzi powietrze jak z materaca i godzą się z szarą rzeczywistością.
Moim planem jako 22 latka to być zarówno bogatym jak i niezależnym finansowo - pracować kilka godzin w tygodniu robiąc coś co lubię i umiem. Jeśli miałbym dziś zacząć się sam utrzymywać to nie wyobrażam sobie przychodów mniejszych niż 3k zł miesięcznie. I szczerze mówiąc dziwią mnie niektórzy znajomi, którzy po skończonych studiach ścisłych tudzież technicznych na renomowanych uczelniach są zadowoleni z płacy rzędu 2-2,3k. Dla mnie to tak, jakby nie szanowali swojej wiedzy i studiów, które przecież nie były politologią robioną w jakimś Pierdziszowie.
Jestem ciekaw Waszych poglądów na te wszystkie sprawy - zapraszam do dyskusji :)
PS. niektórych wątków nie poruszyłem dogłębniej coby nie przynudzać, mam nadzieje, ze rozwiną się w trakcie dyskusji