O ludki, widać, że wam nadmiar wolnego czasu baardzo źle robi (to tak co do dyskusji)
Wazz - miejmy nadzieję, że niedługo dorwiesz maszynkę, na której dalej będziesz kozaczył i pokazywał co potrafisz :D
Co do reszty tematu... Korol - "rzyć", to, jakbyś nie wiedział, po śląsku (bodajże, demon popraw mnie jeśli się mylę) część Twojego ciała, która jest poniżej plecków. Nietrudno więc domyślić się, kto to jest "rzyciowy" człowiek.
Prócz tego widzę, że zaczynasz się zachowywać jakbyś właśnie skończył 18 lat i "teraz już jesteś dorosły i możesz każdego zmieszać z błotem, bo tylko Ty masz rację". Cóż, każdy ten okres przechodzi, ale widzę, że w Twoim przypadku jest to całkiem silne. Opanuj się odrobinkę chłopie, odpuść... Przecież siedzisz na forum, na którym mógłbyś spokojnie pogadać, wymienić się poglądami i zrobić to zupełnie bez obrażania innych ludzi. Wjeżdżanie na ambicję? Proszę bardzo, ale rób to ze smakiem, inteligentnie, a nie stwierdzając "Tchórzu, napisz co planowałeś, bo jak nie, to jesteś chicken". Pokaż, że potrafisz podejść do rozmówcy, zwłaszcza, jeśli oczekujesz, że i inni będą do Ciebie podchodzić poważnie.
Studia... Piękna sprawa. Bardzo mi się podobają, zwłaszcza, że przez ten czas poznałem defraga i wciąż w niego pogrywam (mało, bo mało, ale to inna sprawa), poznałem fajną kobietę, z którą żyję oraz kupę ludzi, na których rzeczywiście mogę polegać.
Niestety, na studiach poznałem też, że wcale nie jest tak, że ciężką pracą osiągniesz założony cel. Piszesz, że Twoja rodzina (dalsza bądź bliższa, nie robi różnicy) łapie piękne oceny, znajduje pracę po studiach. Nie powiem, gratuluję. Niemniej w moim kręgu jest tak, że duża część ludzi łapie oceny na moim poziomie dlatego, że trafili na innego ćwiczeniowca, który za napisanie jednego prostego programu w asemblerze daje 5, a nie tak jak mój dopiero za 10 trudniejszych, dlatego, że poszli do wykładowcy na tydzień przed egzaminem i powiedzieli, że nie moga przyjść pisać bo wyjeżdżają i zdają coś ustnie łapiąc na "dzień dobry" oceny dobre i bardzo dobre. Ludzie, którzy już w tej chwili mogą mieć pracę, bo ich rodzice są bogaci albo pracują w firmach, które są częścią jakiejś wielkiej korporacji. Dostaną się tam, bo jak przyjdziesz do działu kadr Ty, normalny człowieczek, to usłyszysz, że mają już dość pracowników i nie szukają nikogo nowego, natomiast oni zostaną powitani z ucałowaniem ręki, bo są synami/córkami/krewnymi dyrektora, kierownika działu, czy nawet sekretarki, która ma dobre znajomości z dyrektorem i wspomina mu mimochodem, że "mam kogoś, kto ma problem ze znalezieniem pracy i na pewno by się nam przydał".
Wiesz, w moim odczuciu, to nie jest tak do końca normalne, miłe i raczej nie rusza zwykłego człowieka do tego, aby brać się do pracy, wręcz przeciwnie. A te pojedyncze przypadki o których piszesz, to wręcz same proszą się do wstawienia ich w stare powiedzonko (znane wielu zapewne jeszcze z podstawówki) "Wyjątek potwierdza regułę".
Na razie EOT, acz chętenie wrócę, aby normalnie podyskutować.
Pozdrawiam!