Alchemik napisał:
> 4lko: najpierw klaryfikacja: ja wiem i l1nk wie, jaki w u nas jest program i jak to jest narzucane. Podejścia programowego akurat tutaj nie braliśmy zupełnie pod uwagę (rozmawialiśmy o tym na gg i można było tego nie wyczuć ;)
>
> Sprawa się rozchodzi o różnicę między dwoma latami "zawodówki" a 3/5 latami sensownie zorganizowanych studiów. "Sensownie", czyli po pierwszym stopniu mamy dostać właśnie takiego sprawnego inżyniera-programistę z podbudową teoretyczną, natomiast dla ambitnych naukowo ma być stopień drugi. Tyle na ten temat.
>
> Zgadzam się, że do nauczenia się programowania nie potrzeba studiów. Po takich dwóch latach specjalistycznej nauki dostalibyśmy bardzo fajną code monkey, klepiącą kod "biznesowy" w Javach czy .NETach. Taki programista nie rozwijałby się, bo nawet by nie znał potencjalnych dróg rozwoju. Niczego bardziej zaawansowanego by nie napisał, bo obce by mu były algorytmy, struktury danych i inne "głupoty", jak choćby ogólne zrozumienie, jak to całe blaszano/krzemowe ustrojstwo funkcjonuje. Dodatkowo, uzależniony od jeden/dwóch konkretnych technologii (bo ile poznasz dobrze w te dwa lata?), po kliku latach będzie na straconej pozycji, bo wszystko pójdzie do przodu. Takie podejście może i komuś odpowiada, kwestia jego ambicji, ale zasadniczo jestem przeciwny produkcji takich "specjalistów".
>
> Kwestia konieczności "samodzielnej nauki" na studiach: to tak jakby oczekiwać, że nauka o farbach i płótnach zrobi z kogoś automatycznie wielkiego malarza. Nie zrobi, ale niesamowicie pomoże. Pewnie, można to ogarnąć samemu, ale samo wyselekcjonowanie tej wiedzy i jej usystematyzowanie to też nie jest prosta sprawa. Studia na dobrej uczelni też raczej nie zaszkodzą. Ostatnio w dyskusji wyszło, że ważne są kontakty... a gdzie je łatwiej zdobyć niż na sensownej, będącej w kontakcie z przemysłem uczelni? Nawet te ustawowe matematyczne "bzdury" mają swoją wartość: przyszły pracodawca wie, że potrafisz w ciągu kilku dni dni opanować kilkumiesięczny materiał z abstrakcyjnej dziedziny i zaliczyć z niego egzamin ;)
>
>
> PS Kiedyś miałem podobne podejście jak 4lko, a teraz w swojej programistycznej pracy mam na co dzień do czynienia z tymi "głupimi" algebrami i analizami, i nawet zaczynam je doceniać! Się porobiło.
>
>
> Edit:
> > Z logicznego punktu widzenia zatrudnia sie specjalistow badz ewentualnie ludzi, w ktorych potencjalnie oplaca sie zainwestowac zeby zrobic z nich specjalistow. Jak chce zrobic elewacje to zatrudniam faceta od elewacji, a nie goscia ktory jest hydraulikiem ale slyszal, ze tynk rzuca sie z pacy czy kielni.
>
>
>
> Właśnie, ja bym w takim techniku automatycznie nie widział największego potencjału.
Blednie zakladasz, ze jedynym/najlepszym sposobem na poznanie sciezek rozwoju czy nowych technologii sa studia, bo to akurat jedno z ostanich miejsc gdzie sie o tym dowiesz (juz pomijam w ogole praktyczne aspekty ich wykorzystania - one big lol in general). Sila rzeczy jesli caly czas siedzisz w kodzie czy jakiejs dziedzinie w ogole, to chloniesz nowinki, tym bardziej jezeli mowimy o segmencie nowych technologii. Nawet jesli zakladamy super optymistyczny wariant, ze wykladowcy sa zajebiscie i recytuja changelog z kazdej nowej wersji cudy nie zmienia to faktu, ze po skonczeniu i tak bedzeisz z tylu jesli nie bedziesz sie tym interesowal. To czy siedziales w szkole 2 czy 10 lat nie ma tu zadnego znaczenia. Jesli z kolei pracujesz, to mozna przyjac ze otacza Cie to srodowisko caly czas z ta roznica, ze ujecie jest praktyczne.
Ile technologii poznam dobrze w dwa lata ? Nie wiem, ale skoro przez 5 lat mozna spokojnie nie poznac zadnej, to jednak o czyms swiadczy. Z ekonomicznego punktu widzenia pierwsza opcja ma ta przewage, ze potencjalnie stracisz mniej czasu ;p. Zreszta studenci po 5 latach tonami robia jako wspomniane code monkeys. Zreszta fraxon pisal ostatnio troszke o tym.
Ze pracodawca wie, ze mozesz nauczyc sie w tyle a tyle i zdac to osobna historia. Jasne, ze to istotna zaleta. Problem w tym, ze tracisz czas na nauke bzdur i nic nie stoi na przeszkodzie zeby taka sama ilosc materialu, ktory wbijasz do glowy przez 5 lat studiow czemus sluzyl.
Nie mowie o algebrze czy analizie jako takiej. Imo matematyka jest fundementalna nauka, która pieronsko rozwija i bron boze nie sugeruje zeby usuwac ja z programow! Mowie tu o takich wynalazkach jak wspomniana algebra abstrakcyjna, ktora jest totalnym oderwaniem od rzeczywistosci i opiera sie na dywagowaniu na zasadzie "dlaczego dodawania dodaje" czy szereg innych glupot, ktore stoja w indeksie dlatego, ze musza byc klepniete godziny dla pracownika.
Z potencjalem ostroznie bo to kwestia indywidualna, w niewielkim stopniu zalezna od wyksztalcenia. Trafisz studenta, który gowno wie i nie rokuje na przyszlosc, ale mozesz tez zlapac chlopaka po liceum, ktory bedac pasjonatem zjada przecietnego dyplomanta umiejetnosciami.
Raz jeszcze - nazywajcie to jak chcecie. Studia, kurs, technikum czy cokolwiek i niech trwa to 2 czy 5 lat - ile trzeba. Fakt jest jeden - ukierunkowanie musi byc i tyle. Nie mam nic przeciwko studiom pod warunkiem, ze beda realizowane rozsadnie (numero uno - platne i prywatne gdzie programy ukladaja ludzie z branzy). Ta idea szkolek na boku jest sensowna z tego wzgledu, ze system po prostu nie dziala.