To i ja się przyłączę.
Ja nie grałem w żadne szótery. Ominąłm mnie doom i pierwsze te takie różne. Ja bardziej pokojowy chłopak jestm. Make love not war. Te rzeczy... No, w marathon chwilę popykałem. A potem w Wolfensteina 3D.
To było zaraz po tym jak Wolf mnie znudził. Kolega kiedyś w domu powiedział "pokażę ci zjaebistą gierę", zakręcił fotelem, odpalił i... pokazał. Odpadłem gdy to zobaczyłem. Szokiem największym było to, że chodziło się nie tylko po płaskim, ale też w pionie! Tak też stanął wówczas mój mózg.
Do dziś uważam, że to lądowanie na dachu, pozornie niezbyt fortunne, bo lądownik we wrak się zamienił, było jednym z najlepszych lądowań w mojej skromnej historii gier. A gdy już udało mi się ubić parę pierwszych świńskich glin, gdy zacząłem sobie radzić z móżdżakami, gdy pograłem na lanie trochę i okazało się że, zgodznie z oczekiwaniami - w ogóle nie mam do tego talentu - całkiem wpadłem. Po uszy.
O yeah!