MetalMaind napisał:
> Ok, ale to nadal nie wiele mówi o samym filmie. Ba, widziałem filmy bez oscarów i nominacji, które biły na głowę gnioty które go otrzymały.
No, ale przynajmniej nie powiesz, że się nie liczą.
@ DOOMer - nie sprawdzałem tego, ale Chaplin dostał w życiu chyba trzy oscary, prawda? Jednego wcześnie, bo nie było jeszcze dla niego kategorii, dwa później (jeden za muzykę do jednego z jego filmów, jeden za całokształt).
Poza tym co do tego, że Oscary są przyznawane główne Amerykańskim filmom - Oscary zostały stworzone właśnie po to, żeby promować Amerykańskie kino. Na początku dwudziestego wieku, kiedy ta nagroda dopiero została wymyślona (bardzo dużym jej zwolennikiem był m.in. właśnie Chaplin) kino Amerykańskie przegrywało z kinem Europejskim. To zmieniło się po pierwszej wojnie światowej, a po drugiej już dramatycznie. Jednak kino artystyczne, kino Europejskie trzymało się całkiem nieźle jeszcze do lat osiemdziesiątych. Od tego czasu dysproporcja filmowa raczej postępuje.
Problem w tym, że coraz mniej w Amerykańskim kinie jest inicjatywy jakiegoś jednego człowieka, który ma swoją wizję artystyczną, coraz mniej w nim jest osobistych interpretacji, coraz więcej jest standaryzowanych scenariuszów i dziesiątki razy przerabianych banałów. Dzisiaj robienie filmu, to nie kręcenie jakiegoś "dzieła", tylko inwestycja kilku firm w celu osiągnięcia zysku. Stawia się dzisiaj na przemysł, nie na artyzm. Avatar jest kamieniem milowym tego, co właśnie opisuję, dlatego jestem zdecydowanie za przyznaniem jak największej ilości Oscarów tegorocznej ikonie kina niezależnego i autorskiego.