Nie hiperbolizujcie tak, bo ktoś pomyśli, że trzeba laski traktować jak szmaty i to je przyciągnie :D
Prawdą jest jednak, że "milusinskość" rzadko kiedy popłaca. Ostatnio po akcji w stylu "słuchaj, odwiozę Cię teraz do domu, bo zadzwonił kumpel, że mamy salę wynajetą za pół godziny, a ja chcę sobie zagrać w kosza." nie było focha (tzn. chwilowy był ;p), a na drugi dzień z rana telefon z pytaniem co dziś robię ;))
To bardzo upraszcza sprawę - możemy się dobrze czuć przed samym sobą (ohoho ale ze mnie tafgaj), a kobietom to imponuje. Sytuacja win-win ;)