u mnie w lesie jest taka duza skarpa, kiedys wydobywali tam piasek, wysokosc, cos jak blok 4 pietrowy, na dole kamienie, jakis czas temu pewien osobnik chcial tam zjechac, biedaczek sie polamal, rower skasowany, choc w sumie mial sporo szczescia, bo las nie pozwolil by sie rozpedzic, pzrez co nie polecial na sam dol, na te kamienie, tylko udezyl w piasek gdzies w 1/3 od gory, a potem sie stoczyl
ale jak dla mnie to juz czysta glupota:/
kiedys chcialem zjechac na ze zgorka, na ktorym jest most na Bugu, moglem wtedy spokojnie zejsc po schodach na okolo, ale mi sie nie chcialo:|, skonczylo sie na tym, ze pzrelecialem pzrez kierownice, a rower spadl mi na plecy
mialem jeszcze taka akcje, kiedys wracalem sobie z tenisa, jedna reka trzymalem rakietke, druga kierownice, ulica Slowiczynska, spory zgorek, juz nie pamietam czemu, ale jechalem wtedy po chodniku, byl on waski, a juz wiem, bo tam byly takie stopnie, po ktorych sie fajnie podskakiwalo:), no i w pewnym momencie z bramki wyjezdzal jakis dzieciak, niestety nie zdazyl;p, udezylem w srodek jego roweru, heh nie ma to jak zasada zachowania pedu, jego odzucilo rower zdewastowany, a u mnie tylko pzrednie kolo troche wygiete:D, pamietam dzieciak sie rozwrzeszczal pobiegl do domu, a ja spida na dol :DD, potem pzrez jakis czas sie tam nie pokazywalem
jesli juz mowimy o pseudo jacassie, to bylo lato, dokladnie poczatek sierpnia 2004, kolejny upalny dzien, wypozyczylismy z kumplem kajak i po zalewie, no i zaczely sie eksperymenty, cala zabawa polegala, by sie jak najbardziej rozpedzic i w cos udezyc :D, zaliczylismy drzewo, przybrzezne trzciny, heh ciezko bylo potem z nich wyplynac, byl betonowy murek, na koncu udezylismy w inny kajak, centralnie we srodek :D, skonczylo sie na tym, ze typiary popatrzyly sie na ans jak na idiotow, zaczelismy sciemniac ze przypadek, wiatr itd, na moscie dolaczyly jeszcze 3 os i plynelismy w 5, z tylu nalewala sie woda, ale jakis plynelismy, do czasu, 2 ciolkow chcialo zobaczyc, co bedzie jak kajak sie rozbuja, od razu mowie, ciagniecie kajkaku do bzregu jest malo przyjemne,
co jeszcze 2 dni pozniej malo nie zgubilem wiosla, chcialem zagruntowac, tyle ze bylo tam kolo 5 metrow, dla mnie to za duzo, wiec wpadlem na pomysl by skoczyc z kajaku do wody, trzymajac wioslo i tym wioslem dotknac dna, wioslo sie wbilo w mul, wyplynalem, rozgladam sie nigdzie go nie ma, ups, probowalem go szukac, ale jak tu szukac, woda brazowo-zielona nic nie widac, na szczescie po chwili samo wyplynelo
pomyslec, ze kiedys sie dziwilem, czemu te kajaki sa takie poniszczone i co 2 pzrecieka :)
a bym zapomnial, mamy takie molo, kiedys byla tam budka ratownika, o 18.00 ratownicy do domu i zaczynalo sie, skakanie z mola, skakanie z budki, az to gostek wpadl na pomysl, by sie rozpedzic po tym molu i skoczyc rowerkiem do zalewu, jak tez pomyslal, tak i zrobil, nawet fajnie to wygladalo, problem sie zaczal, jak chcial wyciagnac ten rower (bylo tam okolo 2,5m), ale powoli powoi dociagnal go do bzregu, potem pare razy powtarzali to inni
a tak wracajac do skokow, kiedys wpadlem na taki pomysl, rozpedzilem sie ze zgorka i bylo tam takie 2 wybrzuszenia, pozostale po jakis robotach, po tym pierwszysm wyskoczylem, pzrelecialem kolo 4 metrow, udezylem centralnie w te drugie i nadzialem sie na kierownice, biedny brzuszek, wtedy mi sie odechcialo wszelkich skokow, rower jest do jezdzenia :D