30 metrów za reniferkiem jest przepaść...
btw: napewno nikt nie ma do tego kodów? :D
quake.net.pl » Polskie Centrum Quake od 1998 roku
Zarejestruj się w celu uczestniczenia w życiu serwisu, posiadanie konta pozwoli Ci na:
30 metrów za reniferkiem jest przepaść...
btw: napewno nikt nie ma do tego kodów? :D
Quia nmnr Rx
> Mi sie udalo 325.7 chyba :> mam skrina, ale nabije wiecej :P
>
>
> edit: 327.8 :>
>
>
> ---
>
> [b]nie wiem czy juz to slyszeliscie, bylo w newsie na mojej stronce ;)[/b]:
>
> - sbt.sk8.pl/mp3/radio_chlew_liody_dla_rolnikow.mp3[b]Radio Chlew - Liody Dlia Rolnikow[/b]
>
> - sbt.sk8.pl/mp3/radio_chlew_oddech_swiezy_sledziowy.mp3[b]Radio Chlew - Oddech Swiezy Sledziowy[/b]
>
>
> Sciagajcie i sluchajcie ;)
Ja te piosenki mialem na calej plycie takiego wiejskiego discpolo (zajebiste)
Maryna zaniepokojona dziwnymi odgłosami dochodzącymi od sąsiada, pyta:
Co się u was dzieje, kumie?
Nic. To tylko teściowa śpiewa wnukom kołysanki.
Chwała Bogu! Już myślałam, że świnia wam zdycha.
HeHeHe
Antek kupuje na targu konia.
Ile pan chce za niego?
Tysiąc złotych.
Przecież on jest ślepy!
Co?! Przejedź się pan nim, to zobaczysz, czy jest ślepy!
Antek wsiada na konia i zaczyna galopować. Koń pędzi przed siebie na oślep, prosto na mur z cegieł i po chwili wpada na niego, kończąc w ten sposób życie. Antek wyłazi spod konia i mówi:
Mówiłem, że jest ślepy!
Może i ślepy, ale jaki odważny!
Do policjanta podchodzi mała dziewczynka i podaje mu pałkę:
Przepraszam to pana pałka?
Nie moja. Policjant łapie się za bok - ja swoja zgubiłem...
[10][green] [/color] [35]
PAMIĘTNIKA WARIATA
1989.04.22. Sobota, godz. 12.00
Ale dziś jestem zmęczony. Cały ranek myłem zęby. Bardzo wyczerpujące zajęcie. Przyszli po mnie i zabrali mnie do jakiegoś profesora, czy doktora... nie pamiętam. Zaczął zadawać mi dziwne pytania, więc zacząłem mu głupio odpowiadać: - Czy nie wydaje się panu, że jest pan na przykład... Napoleonem? - Nie. Napoleon to ten blondyn spod 176, ja zaś jestem Jan Sebastian Bach - kompozytor. - Aha - powiedział i zapisał coś w notesiku. Coś jak mania wielkości
. - Czy nie boi się pan klamek, okien, krat, itp.? - Klamek nie, bo już wszystkie ktoś zabrał. Może to pan? - Nie, to nie ja. - Jest pan pewien? Może to właśnie pan się ich bał i kazał je powyciągać? - Nie, to znaczy niech będzie dla spokoju tak. - wyciągnąłem notesik i zapisałem : symptomy klaustrofobii
. - A może ma pan lęk przed zamkniętymi pomieszczeniami? - dodałem. - Tak trochę - odparł - Szczególnie, gdy jest ciemno. - skreśliłem symptomy
, zmieniłem klaustrofobii
na ewidentna klaustrofobia
i dwa razy to podkreśliłem. - Tak, to ciekawe. A jak się pan nazywa? - Ja? Ja jestem nic nie znaczącym, malym, szarym człowieczkiem. - dopisałem: kompleks niższości
. - Tak, no to dziękuje za uwagę. - Nie ma za co. Eee... To jest... Czy moge pana o coś zapytać? - Słucham? - odrzekłem wyniośle. - Kim ja jestem z zawodu? - Bo ja wiem... Może sprzątaczką. Albo śmieciarzem. Albo świniarzem. - O! Własnie! Świniarzem! Dziekuje... Chrrra... Chrrra... bardzo. - To do widzenia! - Do... Chrra... kliii... kliii... - i wybiegł dziwnie zgarbiony.
1989.04.23. Niedziela, godz. 9.00
Pada. I to śnieg. No cóż, kwiecień plecień, bo jak podkute buty w garncu.
1989.04.24. Poniedziałek, godz. 13.00
Dziś w telewizji był western. Siedmiu wspaniałych
. A w gazecie napisali, że Stawka większa niż życie
. Już sami nie wiedzą co piszą.
1989.04.24. Poniedziałek, godz. 17.00
Po południu był u mnie jeden z nich i zrobił mi zastrzyk. Zapomniał jednak zabrac jakichś ampułek. Chyba specjalnie je zostawił, więc je zjadłem. Teraz czuję się trochę dziwnie. O, słoń! Mam wrażenie, że jestem gdzieś w piekarniku, a obok mnie piecze się ciasto z kruszonką. Tak. Za mało cukru. Jest dość ciemno, ale ja mam długie ręce. Nawet nie wiedziałem. Trzy razy dwanaście. Nie wiem. W zeszłym miesiącu. Ale żar. Więcej chleba! Patrzę na przełaj związku luźnego, powiązanego z kulą u płotu, ale i żyrafa też nie ma takiej potrzeby, co wcale nie tłumaczy płaskości Ziemi. Na Księżycu jest niebywale żałosna atmosfera, która i tak już jest zanieczyszczona, a najbardziej, to idziemy pod prąd, chociaż kto wie... Mam wodowstręt i wodogłowie. NIE MA! SKLEP JUŻ ZAMKNIĘTY! No, chodź już. Jaki? Czas? Makrela? Chyba ogórek... Nie garb się. Masz... sz... sz... ... ... .. .. ..
1989.04.25. Wtorek, godz. 9.00
Po przebudzeniu okazało się, że znajduję się w izolatce. Podsłuchałem ich rozmowy. Mówią, że zjadłem relanium. Może. Jednak muszę zwrócić uwagę, że cały czas spałem. Gdy tylko spostrzegli, że się obudziłem, podszedł do mnie jeden z nich i spytał: - Skąd miał pan tabletki? - ponieważ nie bardzo wiedziałem o co mu chodzi, odrzekłem: - Mama mi przysłała w paczce. - Niech pan nie opowiada głupstw, to jest odział zamknięty. Tu nikt nie ma prawa wstępu. - Może, ale ja je dostałem w paczce - upierałem się twardo przy swoim. - Proszę się nie wygłupiać, to jest bardzo ważne. - No dobrze. Powiem prawdę. - No, nareszcie. Więc skąd? - Od cioci. - K.... mać! - Nie, ona z zawodu jest reporterką. - Yhhh... - Słucham? - Zamknij się, kretynie! - Że co? Niby ja? - Już nie wytrzymam. Środki uspokajające! - tu zwrocił się do swojego kolegi. - Dla niego? - Nie, dla mnie! - Lecę. Nastąpiła cisza pełna konsternacji. Gdy jego towarzysz odszedł, zaczął się we mnie wpatrywać wzrokiem, który nie wróżył nic dobrego. W końcu zapytałem: - Przepraszam, a o jakie pastylki chodzi? - AAAARRRRGGGGHHHH! YEEEE! LALALA! BLE, BLE! - krzyknął i schował się pod stół. Cóż, chyba jakiś wariat, nie?
1989.04.26. Środa, godz. 14.34
Siedzę sobie w swoim pokoiku, aż tu nagle otwiera się okienko w drzwiach i zagląda do mnie jakaś głowa. Za chwilę druga. Potem trzecia i czwarta. Zdziwiony wstałem i podszedłem bliżej. Usłyszałem rozmowę: - To bardzo niebezpieczny przypadek. Wykończył nerwowo naszego doktora i jednego pielęgniarza. Jeśli chcecie na nim praktykować, to zawsze się wcześniej konsultujcie ze mną. Jasne? - Tak. - odparł jeden z nich - Czy możemy zacząć już teraz? - W zasadzie, to czemu nie? Wchodźcie. - powiedział i otworzył drzwi do mojego pokoiku. Weszli tylko troje. Ten czwarty najpierw patrzył trochę przez okienko, a potem sobie poszedł z dziwnym uśmiechem na twarzy. Jeden z nich zwrócił się do mnie: - Dzień dobry. Nazywam sie Marcin Karulek. Jestem tu, aby panu pomóc. - Dzień dobry. - odpowiedziałem - Ja nazywam sie Jan Bach, ale nie bardzo wiem w czym ma mi pan pomóc. Mógłby pan to sprecyzować? - Cóż, chodzą słuchy, że nie czuje się pan najlepiej... to znaczy jeśli chodzi o... wie pan... głowę. - Ja tam nigdy nie wierzę plotkom. - odparłem wykrętnie. - Ale nie wszystkie są fałszywe. - Tak pan sądzi? - Tak. - To ciekawe. - Nie powiedziałbym. - A ja tak. - No, ale może przejdźmy do rzeczy. Więc twierdzi pan, że nazywa się Bach, prawda? - zapytał. - Wydawało mi się, że przedstawiłem się na początku rozmowy... - Ależ tak, oczywiście. A nie wydaje się panu dziwne, że osoba o takim samym nazwisku już kiedyś żyła i to kawał czasu temu, a teraz pan nosi to samo miano? - No cóż, może to i troche dziwne, ale co pan powie na to, że ja znam osobiście Marcina Karulka, który chodził ze mną do szkoły? - Po prostu zbieg okoliczności. - To samo mogę powiedzieć o swoim nazwisku. - Tak... To może na dzisiaj skończymy rozmowę, dobrze? - Prawdę mówiąc, jeszcze chętnie bym ją kontynuował, ale jeśli nie ma pan czasu, to trudno... - To do widzenia. - Żegnam. Wstał i wyszedł ze swoimi kompanami. W przelocie zdążyłem tylko zauważyć, że łyka jakieś białe pigułki.
1989.04.27. Czwartek, godz. 11.23
Mimo tego, iż czekałem, mój rozmówca się nie pojawił. Za to pozwolono mi wyjść i mogłem spotkać się z Napoleonem: - Witam! - No nareszcie! Tak się za wami stęskiniłem. Co słychać? - zapytał. - W sumie nic nowego. Dzień jak dzień. - A u mnie odwrotnie. Czy wie pan, że Cezar to już nie Cezar? - Nie? A kto? - James Baker! - Niesamowite! - Widzi pan jak ci ludzie się zmieniają! Dowiedziałem się jeszcze, że Mao-Tse-Tung to już teraz Kmicic.
1989.04.28. Piątek, godz. 9.00
Rozmyślam nad zmianą nazwiska.
1989.04.29. Sobota, godz. 11.15
Może Sienkiewicz? Nie, to by kwestionowało istnienie Kmicica. A może... Washington? Nie, jeden prezydent już wystarczy. To może... sam nie wiem.
1989.04.30. Niedziela, godz. 18.46
Już wiem! Zdecydowałem się w końcu na Lecha Wałęsę.
[10][green] [/color] [35]
:)
Pewnie to niektórzy znają
Rolnik obudził się, zwlókł się z wyra i poszedł do obory, by wydoić krowę.
Patrzy, a tu krowa zdechła. Zmartwił się tym niebywale i pomyślał:
Wstała kobiecina - jego żona. Zobaczyła zdechłą krowę i wiszącego męża.
Załamało ją to i pomyślała:
powiesiła się koło męża.
Wstał najstarszy spośród trzech synów i zobaczył co jest grane. Nie załamał się
jednak tak, jak rodzice i postanowił jakoś wyżywić swych braci.
Poszedł więc na ryby. Tam złapał SYRENKĘ. Ta mu oznajmiła:
będą żyli, krowa również, a ty do końca życia nie będziesz musiał się o nic
martwić.
Młodzieniec postanowił stanąć na wysokości zadania i wziął się ostro do dzieła.
Zrobił ją 25 razy ... i 30, ale zmęczony powiedział:
Wówczas syrenka pochłonęła go za sobą w czeluście... Wstał średni brat i zastał
to co zastał - krowa zdechła, rodzice wiszą, starszego brata nie ma. I on
postanowił pójść na ryby.
Sytuacja się powtórzyła. Złowił syrenkę, a ta mu w te słowa:
twój starszy brat będą żyli, krowa również, a ty do końca życia nie będziesz
musiał się o nic martwic.
Młodzieniec postanowił stanąć na wysokości zadani i wziął się ostro do dzieła.
A że był jurny to zrobił ja 25 razy ... i 30 i 35, ale zmęczony powiedział:
Wówczas syrenka pochłonęła go za sobą w czeluście...
Wstał najmłodszy i widzi, że krowa nie żyje, rodzice wiszą, braci nie ma.
I on poszedł na ryby. W końcu jeść trzeba...
Złowił syrenkę a ta mu:
Jeżeli mnie... A ile ty właściwie masz lat
15 odpowiada.
Jeżeli przelecisz no mnie 25 razy, to wszystko będzie tak jak dawniej,
rodzice będą żyli i bracia, i krowa również, a ty do końca życia nie będziesz
musiał się o nic martwic.
Na co młodzieniec:
A mogę cię przelecieć 30 razy
No możesz - odpowiedziała zaskoczona syrenka
A 40? - Spytał znowu
No możesz - odparła jeszcze bardziej zaskoczona syrenka
A 50 razy mógłbym cię przelecieć? - upewnił się znowu
Skoro tego chcesz, to jak najbardziej. Niech będzie 50!!! Zgodziła się syrenka
Ale na pewno 50 razy mogę?? Ciągle nie pewny wyrostek
Oczywiście - odparła syrenka
A nie zdechniesz tak jak krowa ? [11]
Quia nmnr Rx
Heheheheeheheheheheheeh.Zajebiscie zajebisty dowcip.Tylko nie mow ze ten najmlodszy syn to ty...? :DDD
Jak mustangi kurwa, jak mustangi!
PROSTO.
W wiejskiej chacie rozespany chłop mówi do żony:
hehehehehe :DDDDDD :))))) :>>>>> nic dodac nic ujac.Rept1le sypnij jeszcze jakies kawalki bo sie smisznie zrobilo :D
Jak mustangi kurwa, jak mustangi!
PROSTO.
Przychodzi murzyn do warzywniaka i pokazuje na banany.
- Co to jest? - pyta
- To są banany - odpowiada sprzedawca
- U nas to są taaaaaakie banany!!
Potem pokazuje na pomarańcze i tak samo pyta się. Sprzedawca odpowiada, a on na to że u nas to są taaaaaakie pomarańcze. Sprzedawca lekko wkurwiony patrzy na murzyna, po czym znowu murzyn pyta się.
- Co to jest? I pokazuje na morele.
Sprzedawca już mocno wkurzony odpowiada, a murzyn wyśmiewa go i pokazuje, że u niego są taaaaaakie morele. Po czym pokazuje na arbuza i pyta się.
- Co to jest?
A sprzedawca na to:
- A to jest polski, pierdolony, zielony groszek!
Ogłoszenie z gazety
Sprzedam maciorę, 16 świniaków i traktor – mało używane.
Marian mieszkał na kompletnym odludziu, o kilka kilometrów od najbliższej wsi. Pewnego razu postanowił zrobić wywiercić dziurę w ścianie. Ale nie miał wiertarki, wybrał się wiec po nią do swojego najbliższego sąsiada. Dzielił go od niego szmat drogi, więc zaczął po drodze kombinować, jak to będzie gdy już dojdzie.
No i Marian pokłócił się sam z sobą. Gdy dotarł do wsi, to aż się gotował ze złości. Załomotał pięścią w drzwi. Sąsiad otworzył.
O, cześć stary! Co cię sprowadza?
W DUPIE MAM TWOJĄ WIERTARKĘ!!! - wrzasnął Marian i zawrócił do domu.
Jakie sa rodzaje kobiet?
1.Rusalki-ten mnie rusal,tamten rusal
2.Damy-temu damy,tamtemu damy
3.Kotki-ten mnie mial,tamten mial
4.Złote rybki0-rypia sie jak zloto
5.Slomiane-rżna sie jak sieczka
6.Pobozne-najchetniej leza krzyzem
7.Dziecinne-co do raczki,to do buzi
8.Partyjne-przyjmuja wszystkich czlonkow
9.Domatorki-byle komu,byle w domu
:D
Jak mustangi kurwa, jak mustangi!
PROSTO.
Pewien biznesmen chciał kupić dom na wsi. Znalazł piękną okolicę, nad jeziorem, niedaleko lasu. Obawiał jednak się, że będzie tam dużo komarów. Zapytał więc o komary chłopa z pobliskiej chałupy:
Biznesmena to zgorszyło:
Na miłość Boską! Przecież ona się zadrapie do samej krwi!
Nie, nie da rady - jest sparaliżowana!
w drodze do nieba spotykaja sie 2 dusze dwoch facetow i zaczynaja rozmowe:
-Ja to zmarzlem przez zimno.No wiesz,niska temperatura,organizm nie wytrzymal i zgon...
A ty?
-Ja zmarlem ze zdziwienia.
-Ze zdziwienia?Jak to?
-Wracam wczesnie z pracy,widze gola zone w rozebranym lozku,no to szukam faceta.Sprawedzam pod lozkiem za szafa,na szafie,na balkonie,w lazience,w kuchni,no jednym slowem wszedzie i nie moglem go znalezc.I z tego zdziwienia zmarlem.
-Oj,zebys ty wtedy zajrzal do lodowki to obaj bysmy zyli...
:D
Jak mustangi kurwa, jak mustangi!
PROSTO.
o0 fakkkkkkkkkkkkkk. rept1le ty na wakacje pewnie tak robisz ze swoja babką :D
[white]Sors salutis, et virtutis...
Michi nunc contraria...
Est affectus, et defectus...
Semper in angaria...
Hac in hora, sine mora...
Corde pulsum tangite...
Quod per sortem, sternit fortem...
Mecum omnes plangite ![/color]
www.sl1p.prv.plsl1p.prv.pl
1.idzie gosc w nocy na skroty przez cmentarz i odczuwa lek,lecz w pewnej chwili slyszy za soba czyjes kroki,wiec odzywa sie:
-Jak to dobrze ze slysze pana,gdyz bardzo boje sie chodzic po cmentarzu
Za chwile slyszy odpowiedz
-Ja tez sie balem,gdy zylem
:D
2.Duchu,czy to ty jestes moim mezem?
-Tak,to ja.
Czy jestes szczesliwszy niz za zycia?
-Tak.
-A gdzie ejstes?
-W piekle
:D
Jak mustangi kurwa, jak mustangi!
PROSTO.