Pierwszy czwartek roku pańskiego 2007, nad wzgórzami w północnej części
gór kaukaskich zbiera się z wolna burza, wojska Chińskiej Republiki
Ludowej wkraczają na landy od wieków zamieszkałe przez dzielnych
górali. Wkrótce rozegra się kolejna bitwa decydująca o losach świata...
My tymczasem byczyliśmy się przed domowymi maszynkami
niekoniecznie-do-liczenia, zajadając czipsy, i popijając je z wolna, w
zależności od gustu coca-colą lub browarem śledząc na żywo wyniki
zapodawane przez scorebota. TBA ponownie wymiatał wszystkich w fazie
grupowej, a część z nas rozpierdzielona na krzesłach oczekiwała
niecierpliwie na rezultaty jedynego naszego reprezentanta w turnieju
4q4.
Wobec tajemniczej absencji Czeola aka Czyściocha, znanego bardziej jako
Cs3^, nie sposób się było pozbyć przeświadczenia, że tego turnieju
żaden Polak raczej nie wygra. Prędko można było jednakże zmienić to
zdanie spoglądając na następujące jedno po drugim zwycięstwa. Kim był
ów gracz, który po drodze do finału dał radę
Stripy'emu,
Odiumowi i paru innym przeciwnikom?

Jego dane osobowe lepiej wbić sobie
raz na zawsze do łba. Michał Bober, 23-letni mieszkaniec Poznania,
zawodnik Quake'a 4, na turniejach zdobywa przeważnie miejsca w top 8 (mimo to w rankingu duelowym Lecha nie kwalifikował się nawet do pierwszej 10), członek klanu Fear Factory nie posiadającego strony klanowej, prywatnie sympatyczny młody człowiek ze śmiesznie odstającymi uszami - to właśnie
DreamCatcher.
W dramatycznych chwilach, gdy armia
czerwona XXI wieku usadowiła się ze swoim niszczycielskim arsenałem,
dało usłyszeć się niesamowity huk pocisku! Dream tymczasem raptownie
zamachnął dłonią przed twarzą.. nie, nie to żeby chciał się uchronić
przed czymś. Po prostu ziewając wniebogłosy postanowił wziąć udział w turnieju
on-line 4q4 organizowanym - nie do końca regularnie - przez żabojadów.
20:00 czasu środkowo europejskiego. Inwazja gdzieś w Azji trwa nadal.
Mniejsza o losy świata. Dream bez problemów rozprawia się ze wszystkimi
w swojej grupie. Przerabia na 0 kolejno
Stripy'ego (18 do 4, okej), niszczy
lowiego 36 do 6 (seksowny wynik, ah!) i mści się za potop 
Odiumowi (14 do 6.. he.. he.. he..). Wychodzi z fazy grupowej. Chwila
przerwy na otrzeźwienia i dalej jazda, rozpędzony niczym byk powala 
dozo "tego z reason gaming & ESWC top3 swojego kraju" 2 do jaja.
Słodko, w rzeczy samej. No i w końcu dochodzi. W półfinale spotyka go
przeprawa z pozoru nie do przejścia dla tylko "dobrego gracza" w
postaci
Xeona. Stary wyjadacz scenowy jednak tym razem nie domógł i poległ 2 do 1 w mapach.
Finał to miejsce w którym brak czasu na zbędną zabawę w chowanego. Triumfator ostatniego Opencupa Premier League czyli
Geo we własnej osobie. Demon wcielony i tak dalej. Złe moce nie pozwalają naszemu dzielnemu ryczerzowi na zwycięstwo i oto końcowy rezultat walki dobra ze złem: Drimkaczer vs geo, dwa - zero =( A świat opanowali
Chińczycy z Jibo na czele. Gratulacje jak najbardziej się należą, czy się whinuje czy też nie.
Finał:
Geo vs Dream
- 2:0 - (demka - klik!)
27:19 @ Phrantic
20:10 @ Galang
Ostateczna klasyfikacja:
-
Geo
-
! Dream
-
falcuma /
Xeon
Tym samym srebrny wirtualny pucharek ląduje w rękach Polaka. Możesz być
z siebie dumny Michale, ja bym na Twoim miejscu chyba przeprowadził
wywiad ze sobą ;)